Robię tylko szkic pamięciowy i to mi wystarcza, a wszystko tworzę na gorąco, można powiedzieć w powietrzu i w przestrzeni, wykorzystując płynność masy, która narzuca mi szybką decyzję.
– Henryk Albin Tomaszewski (Banaś P., Michałowska H., Tomaszewski, wyd. Arkady, Warszawa 1992, s. 33.)
Henryk Albin Tomaszewski urodził się w 1906 roku w Siedlcach jako najmłodszy z piątki rodzeństwa. Jego matka pochodziła ze szlacheckiej rodziny, a ojciec był prawnikiem. Mimo dobrego domu, w jakim wyrastał, zawsze czuł się inny, nierozumiany i samotny. Był wyrodkiem – jak sam powtarzał. Miał też w sobie wiele uporu. Podjął nieudaną próbę ukończenia studiów pianistycznych wbrew woli ojca, który widział go jako farmaceutę. Lekceważył szkolne obowiązki i kilkukrotnie uciekał z domu, w tym raz w 1918 roku by w patriotycznym duchu zasilić Legiony Piłsudskiego. Silny kompleks niższości, jaki towarzyszył Tomaszewskiemu od najmłodszych lat, zaważył na jego późniejszym podejściu do kreowania własnej kariery artystycznej.
Od dziecka przejawiał talent do rysunku. W latach 1926-1930 kształcił się w Miejskiej Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie, gdzie dostał się bez egzaminów, wyłącznie na podstawie teki swoich prac. Tam po raz pierwszy słysząc relację dyrektora Jana Szczepkowskiego o szlifowaniu kryształów, poczuł wielką chęć pracy w szkle. Naukę kontynuował w Akademii Sztuk Pięknych, w pracowni malarstwa prof. Witolda Pruszkowskiego oraz w pracowni rzeźby prof. Tadeusza Breyera. Kończąc studia w 1936 roku, Tomaszewski był wszechstronnie utalentowanym artystą. Jego twórczość z lat 30. niestety została całkowicie zniszczona w trakcie wojny.
Po wojnie Tomaszewski pracował jako nauczyciel rysunku w Siedlcach. Stamtąd w 1946 roku został skierowany na praktyki do zakładu przemysłowego w Szklarskiej Porębie. Tam w końcu miał możliwość zgłębienia technik rzeźbienia w szkle poprzez podglądanie pracy hutników. Okazało się jednak, że każdy z mistrzów szkła dokładnie strzegł swoich zawodowych tajemnic. Do wszystkiego musiał dochodzić sam, drogą prób i błędów – w dziedzinie szkła artystycznego był samoukiem, co zawsze podkreślał. Wymyślał śmiałe, niezwykle nowatorskie wzory. Fascynowała go przeźroczystość i płynność materiału, którą to starał się podkreślać w swoich dziełach. Szklanym bańkom nadawał organiczne kształty za pomocą specjalnych, własnoręcznie wykonanych narzędzi. Posiadał doskonały warsztat i zrozumienie materiału, który formował w tym krótkim czasie, kiedy szkło zachowuje swoją plastyczność. Miał ogromną wiedzę, mimo to nigdy nie zdecydował się na samodzielną pracę przy piecu, sięgając po pomoc hutników. Z resztą byłoby to wręcz niemożliwe ze względu na wielkość i ciężar realizowanych projektów, niekiedy ważących nawet 25 kg! Współpracował z hutą szkła „Józefina” w Szklarskiej Porębie, z warszawską hutą na Targówku oraz hutami w Wołominie, Falenicy i Ożarowie. W latach 1950-1952 prowadził pracownię projektowania szkła na Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Pięknych we Wrocławiu.
Nigdy na stałe nie związał się z żadną uczelnią czy hutą szkła, był samotnikiem i indywidualistą: „często popadał w konflikty z urzędnikami ministerstw, pracownikami muzeów i salonów wystawienniczych, za to szybko znajdował wspólny język z pracownikami hut; szlifierzami i hutnikami, których zawodowe uzdolnienia natychmiast trafnie potrafił ocenić. Dopiero w wieku już dobrze dojrzałym, dzięki między innymi kolejnym sukcesom utwierdził się w przekonaniu o własnej wartości” (Artyści w wołomińskiej hucie – Henryk Albin Tomaszewski, „Rocznik Wołomiński”, tom XIV, 2018). Jego szklane dzieła znajdują się w wielu zbiorach w Polsce i za granicą, m.in. w Domu Carla i Gerharta Hauptmannów w Szklarskiej Porębie, Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze, Muzeum Narodowym we Wrocławiu oraz w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku.