Początki świadomej drogi to był koszmar. Miałem w głowie zakomponowane obrazy, dobrane kolory. Ale nie potrafiłem ich przełożyć na płótno. Wydaje mi się, że tu leży ten trud. Ta praca nad tą właśnie świadomością – co zrobić, aby przełożyć zamysł na realny kształt. Te pierwsze obrazy… do dziś nie mogę na nie patrzeć, jakieś szaro-bure, smutne, zupełnie nie to… Ale nie jest też tak, że dziś „już wiesz” i jesteś najlepszy. Czasem pracuję nad płótnem miesiącami, po dziesięć godzin dziennie. I pojawia się moment, że to trzeba odłożyć – brak konceptu, brak rozwiązania… Po roku wracasz i to rozwiązanie już jest. Ono rodzi się w tobie – musisz być tylko cierpliwy. Teraz to wiem.
– Paweł Kałużyński
Paweł Kałużyński lubi podkreślać, że do obecnego etapu doprowadziła go ścieżka bynajmniej nie prosta i nie pozbawiona wybojów. Malarzem chciał zostać już w liceum, lecz zanim udało mu się dostać na wymarzony wydział Akademii Sztuk Pięknych minęło parę lat. Dyplom obronił w 2005 roku. Studiował w pracowni malarstwa profesora Mariana Czapli, w której przygotował swój dyplom malarski składający się z cyklu pejzaży. W trakcie studiów zajmował się również grafiką pod kierunkiem profesora Rafała Strenta oraz rysunkiem w pracowni profesora Marka Wyrzykowskiego. Grafika i rysunek stały się aneksami do dyplomu. Po euforii związanej z okresem studiowania nastała żmudna codzienność zmagań w zamknięciu własnej pracowni. Niejednokrotnie rewidował podjętą drogę, niszczył wcześniejsze płótna, poszukiwał. W jednym z wywiadów wyznał: „(…) bycie artystą jest trudne. Dla mnie to jest ciągła walka o samorealizację, o każde płótno, każdy dzień. Malowanie to taki element mojego życia – nie ma nic większego. To sens. Wiesz, jesteś malarzem, a później są inne rzeczy… Nie mam do tego dystansu… Może inni mają. Możesz uznać to za pozę lub jakąś tam moją kreację, ale ja naprawdę nie mam dla siebie innego planu”.