18.02.2021

Wszystkie twarze Zdzisława Beksińskiego

Artysta malarz, fotograf, architekt, projektant autobusów, pasjonat komputerów, meloman…– Te i inne oblicza Zdzisława Beksińskiego.

Beksiński


Beksiński fotografował od dzieciństwa. Na początku drugiej wojny światowej dostał od swojego ojca aparat Icoretta Zeissa i od tamtej pory zatrzymywał świat na fotograficznej kliszy. Początkowo były to typowe zdjęcia dla młodego chłopca. Uwieczniał na kliszach swoich kolegów i świat, w którym przyszło mu dorastać. Wartość artystyczną nabrały fotografie z czasów studenckich Beksińskiego. Artysta pomimo olbrzymiego talentu został przymuszony przez ojca do nauki architektury. Wizjer aparatu był dla niego jedyną ucieczką od pragmatycznych studiów i źródłem eksperymentów ze światłem. Dla Beksińskiego nie samo wciśnięcie spustu migawki było aktem twórczym, ale to, co działo się przy wywoływaniu pozytywu. Wszystko miało znaczenie: papier, czas naświetlania czy doświetlania. Wszystkie te elementy składały się na proces tworzenia obrazu, który powstał w umyśle Beksińskiego jeszcze przed wciśnięciem spustu migawki. Tematem jego prac fotograficznych były portrety, pejzaże i postacie. Główną modelką jego prac była jego żona Zofia Beksińska. Należał do Polskiego towarzystwa Fotograficznego w Sanoku oraz do Związku Polskich Artystów Fotografików.

„Dlatego tak nie znosiłem architektury, że architektura to plan, projekt i nudna jak piła realizacja” (List Zdzisława Beksińskiego do Aleksandra Szydły z 22.05.1965). Wcześniej wspomniane studia Beksińskiego nie zostały przez niego obrane z własnej woli. Młody mężczyzna na pewno przejawiał predyspozycję do zawodu architekta, jednak brak swobody, który ograniczał go jako urodzonego marzyciela, nie pozwoliły mu docenić swojego wykształcenia. Po maturze równocześnie zdawał na Akademie Sztuk Pięknych w Krakowie i na Architekturę na tamtejszej Politechnice. Bardziej pragmatyczny wybór został podjęty za namową ojca Beksińskiego.

Świeży absolwent Architektury Politechniki Krakowskiej rozpoczął prace w „Autosanie”. W 1955 roku jego stanowisko miało nazwę plastyk, teraz zapewne byłby to product design manager. Beksiński miał projektować kształt nadwozi autobusów. Gdyby tylko przełożeni przyszłego artysty zobaczyli w nim geniusz, zaufali mu i zrealizowali jego niecodzienne projekty, na pewno Sanok zasłynąłby z nietuzinkowych autobusów. Pomimo że wszystkie jego projekty, utykały gdzieś pomiędzy realizacją a wypuszczeniem ich do użytku publicznego, praca „plastyka” w Autosanie miała swoje dobre strony. Beksiński pracował tam na pół etatu i miał wolne soboty. Mógł wtedy rozwijać się jako artysta.

Późniejsze lata wypełnione są malarstwem, z którego najbardziej słynął Beksiński. Intrygujące kompozycje i genialny warsztat są cechami charakterystycznymi dla jego sztuki, która w późniejszych latach nabyła wielu naśladowców. Artysta na pewno zmienił coś w świadomości Polskich malarzy i otworzył drzwi do zupełnie nowych motywów malarskich.
W 1986 roku Beksiński odkrył kolejny swój obiekt fascynacji. Były to komputery. Swoją pasję rozpoczął od minikomputerów Casio, które systematycznie wymieniał na nowsze modele, kiedy pojawiały się one na rynku. Beksiński do tego stopnia fascynował się komputerami, że można się pokusić o stwierdzenie, że w okresie swojej fascynacji posiadał najnowocześniejszy sprzęt w Polsce, a jego znajomość komputerów mogła się równać wiedzy profesjonalnych informatyków.

Fascynacje Artysty przenikały się między sobą, tworząc intrygujące hybrydy. Np. zainteresowanie technologią i malarstwem było źródłem prac opartych na technice ksero i farb. Beksiński przekraczał granice mediów i eksperymentował z nimi, rozwijając swój warsztat o kolejne intrygujące rozwiązania.

Pasją, która przewijała się przez całe życie artysty i wszystkie etapy jego twórczości była muzyka. Jego pracownia była wypełniona dźwiękami. Beksiński zawsze dbał o dobry system nagłaśniający, ponieważ lubił słuchać muzyki bardzo głośno. Najprawdopodobniej to było przyczyna jego przyszłych problemów ze słuchem. Każda praca była tworzona przy akompaniamencie muzyki, co sprawiało, że sam akt tworzenia był pełnym doświadczeniem. „Malując przy muzyce pop, wykonuję ruchy tułowiem, utrudniające mi oczywiście pracę, a więc z pozoru bezsensowne, tym niemniej wyłączenie nagłośnienia wywołuje uczucie braku czegoś, bez czego nie można pracować. I dlatego obojętne jest, co zostanie na obrazie namalowane – ważne jest to, czego nie umiem wyrazić w słowach, ale mam nadzieję, udaje mi się wyrazić w niektórych najlepszych obrazach. Jakiś rodzaj niedającego się nazwać, ale (…) istniejącego uniesienia, które w najsilniejszy sposób występuje w muzyce postwagnerowskiej” (Cyt. za: Wojciech Skrodzki, Zdzisław Beksiński, „Projekt” 1981, nr 6.). W latach 70. artysta buduje własne studio nagrań u siebie w domu w Sanoku.