06.10.2022

Słów kilka o fenomenie rodu Kossaków

Mówi się, że każdy prawdziwy Polak powinien mieć „Kossaka” na ścianie – i rzeczywiście obrazy autorstwa Juliusza, Wojciecha, Jerzego czy nieco mniej znanego Karola, od ponad półtora wieku cieszą się niesłabnącą popularnością kolekcjonerów. Są poszukiwane i chętnie nabywane na aukcjach dzieł sztuki by dumnie zdobiły nasze salony. Stanowią świadectwo niezmiennego gustu rodaków do narodowych, rodzajowo-batalistycznych tematów i romantycznych marzeń o wielkości polskiego oręża.

Wojciech Kossak w pracowni, fot. NAC

Wojciech Kossak - Vive l’Emperer 1915Ród Kossaków to nasz narodowy fenomen. Oczywiście w polskiej historii sztuki są i inne rodziny malarzy, gdzie talent przechodził z ojca na syna – jak choćby u Styków czy Malczewskich. Nie mogą one natomiast stanowić porównania do wielopokoleniowej rodziny Kossaków, której członkowie byli aktywni twórczo przez z górką sto lat. Obrana przez nich tematyka, zawężona do obrazów historyczno-batalistyczno-rodzajowych, przysporzyła im sławę i miano prawdziwych mistrzów w przedstawianiu koni.

Protoplastą rodu był Juliusz Kossak, znakomity akwarelista-samouk, który ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Lwowskim i oczekiwano, że zostanie sędzią. Od dziecka odznaczał się wielkim talentem malarskim, a poprzez intensywną pracę osiągnął doskonały warsztat techniczny. Swoimi pełnymi uroku, a przy tym niezwykłej precyzji kompozycjami, sławiącymi polskie tradycje, obyczajowość i historię, zdobył serca ziemiańsko-szlacheckiej publiczności. Jego sztuka niewielkich formatów, a przez to skromniejsza, stanowiła niejako łatwiej dostępną alternatywę dla majestatycznych, historiozoficznych scen w duchu matejkowskim.

Najstarszym synem Juliusza Kossaka był Wojciech, urodzony w noc sylwestrową 1856 roku, jako pierwszy z dwóch bliźniaków (co ciekawe drugi bliźniak – Tadeusz – przyszedł na świat już po północy, więc teoretycznie był młodszy od brata o rok). Kiedy Wojciech miał trzynaście lat rodzina przeprowadziła się do Krakowa i zamieszkała w podmiejskim dworku, zwanym od tamtej pory Kossakówką. Dom ten był ich siedzibą rodową do lat 80. XX wieku, a w jego murach wychowało się aż pięć pokoleń Kossaków.

Wojciech dziedzicząc po ojcu malarski talent, w swych dziełach kontynuował bitewno-końską tematykę. Zamiast akwareli wybrał jednak farby olejne. Uzyskał również artystyczne wykształcenie na akademiach w Monachium i Paryżu. Jego indywidualny styl wyróżniała silniejsza ekspresja, żywa kolorystyka i dynamiczne, często mocno rozbudowane układy kompozycyjne. Pośród wszystkich Kossaków, Wojciech realizował też największe formaty, w tym panoramy – m.in. bitwę pod Racławicami (1894) oraz przejście armii Napoleona przez Berezynę (1896).

Malarskie tradycje dynastii Kossaków w trzecim pokoleniu kontynuował Jerzy, najstarszy z trójki utalentowanych dzieci Wojciecha (siostrami Jerzego były poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i pisarka Magdalena Samozwaniec). Nauki pobierał u dziadka i ojca, od tego ostatniego bezpośrednio przejmując wyjątkową stylistykę. Brakowało mu jednak pewnego artyzmu i sprawności technicznej, by tchnąć w dzieła własną indywidualność. Mimo tego, tworząc prace spójne z dziełami Wojciecha, trafił w gusta szerokiego ogółu.  

Warto tu również wspomnieć o Karolu, którego przy omawianiu artystycznej spuścizny Kossaków często się pomija, skupiając jedynie na powyższej trójcy. Był on wnukiem Juliusza, bratankiem Wojciecha i stryjecznym bratem Jerzego. Na niego także spłynął rodzinny talent malarski, który rozwijał na krakowskiej akademii i pod okiem stryja Wojciecha. Wzorem dziadka sięgnął po akwarelę. Realizował niewielkie anegdotyczno-rodzajowe scenki zainspirowane folklorem i huculszczyzną, w których zawsze motywem dominującym był koń.

Twórczość rodu Kossaków to malarska epopeja o wysokiej randze historyczno-artystycznej, stanowiąca cenne dziedzictwo narodowe. Przypomina o polskiej bitności i odwadze, gorących sercach i rycerskiej przeszłości. Utrwala także piękno naszych rodzimych tradycji i obyczajowości. Z tego względu popularność tej sztuki nie słabnie, a w obliczu nowotworzonego muzeum w przestrzeni Kossakówki – będzie tylko rosła.