Roztarta palcami (…) sadza, podobnie jak przypadkowe odciski palców na bieli obrazów, przypominają tropy na śniegu, znaki języka Natury. – Lucyna Skompska
(Skompska L., Kwiaty, które są owocami, [w:] Ryszard Waśko. Łódź – Berlin. Prace z lat 1971-1996 [katalog wystawy], Muzeum Historii Miasta Łodzi, Łódź, 2008, s. 25)
Zainteresowania twórcze Ryszarda Waśki skupione są wokół sztuki nowych mediów. Jako student łódzkiej „Filmówki” i członek Warsztatu Formy Filmowej, swoje pierwsze działania artystyczne powiązał z fotografią, filmem i wideo. Uwypuklał w nich podporządkowanie systemowym regułom, matematycznym schematom i mechanicznym środkom, zarysowując problem realności, czasu i ciągłości percepcji. Tymczasem organizacja w 1981 roku w Łodzi pierwszej wystawy „Konstrukcja w Procesie”, odbywającej się potem cyklicznie w formie międzynarodowej, a przede wszystkim emigracja do Berlina w 1983 roku i konieczność odnalezienia się w zupełnie nowym środowisku, spowodowały u Waśki istotną zmianę artystycznej postawy. Odchodząc od nowoczesnych technologii, zwrócił się ku malarstwu. Poszukując nowych technik i nowych materiałów, zaczął tworzyć obrazy z zastosowaniem naturalnych czy w niewielkim stopniu przetworzonych składników, takich jak sadza, wosk, tłuszcz, pigmenty, płatki złota i srebra, rdza czy cynk.
Sadza jako materiał malarski zainspirowała go już kilka lat wcześniej, podczas pierwszej „Konstrukcji w Procesie”. Jego kolega, amerykański artysta Sol LeWitt, potrzebował wówczas do wykonania swego dzieła pomocy w zgromadzeniu dostatecznej ilości czarnej farby, tak by mógł pokryć nią bardzo długą ścianę. Przy reglamentacji towaru w realiach PRL-u, Waśko nie był w stanie zorganizować artyście aż tylu tubek z farbą. Wpadł jednak na pomysł zakupu worka sadzy, która po wymieszaniu z odpowiednim klejem, perfekcyjnie spełniła rolę czarnego barwnika, nie tylko ratując koncepcję LeWitt’a, ale też stanowiąc dla Waśki ważny impuls dla dalszych doświadczeń twórczych. Zwrócenie się artysty w okresie berlińskim ku nietypowym, organicznym materiałom malarskim niosło ze sobą eksperymenty natury technicznej, takie jak rozcieranie palcem, przydymianie, rozprowadzanie płynnego wosku i cynku. Działania te, przypominające swoiste rytuały, nie podlegały żadnemu mechanicznemu procesowi czy systemowi reguł, za to wprowadzały istotny zakres niepewności co do efektów. Rezultat nie był z góry określony czy zaplanowany. Co więcej, płótna „żyły”, zmieniając się przez warunki atmosferyczne i fizyczno-chemiczne. Głęboko czarne, matowe powierzchnie osypywały się, brudząc swoje otoczenie i odbiorców.