Obrazy Konrada Jarodzkiego to dzieła malarza i architekta, albowiem zarówno warstwa malarska – atmosfera, klimat kolorystyczny, jak i kompozycja form w przestrzeni – konstrukcja obrazu – mają dla zamierzonego efektu znaczenie pierwszorzędne. W obu tych warstwach są to dzieła głęboko przemyślane. W samym procesie twórczym artysta dopuszcza istnienie kontrolowanego przypadku, który nadaje jego obrazom cechy żywiołowe, emocjonalne, ekspresyjne.
W 2008 roku w Muzeum Narodowym we Wrocławiu odbyła się wystawa retrospektywna twórczości Konrada Jarodzkiego, artysty malarza i rysownika, członka „Grupy Wrocławskiej”. Wystawa miała tytuł „Nadchodzi” i odnosiła się do elementu, który poniekąd scala całą twórczość Jarodzkiego. Jest to częstokroć powtarzające się wrażenie niepokoju, stanu zagrożenia, odległych reminiscencji konkretnych wydarzeń. Sam Konrad Jarodzki tak to komentował: (…) sytuacja, w jakiej znalazł się człowiek z całym bagażem pozytywów i negatywów: zdobywanie kosmosu, możliwość kataklizmu atomowego, zagrożenie naturalnego środowiska (…) inspirować muszą do zajęcia postawy otwartej, wyrażenia niepokoju i powołania nowych światów również w sztuce.
Lata 60. zdominowane są w malarstwie Konrada Jarodzkiego przez rozpoczęty w 1963 roku i trwający do połowy lat 70., pojemny ilościowo, najbardziej zróżnicowany formalnie cykl „Głowy”; od korespondencji z malarstwem materii (Głowa I 1963, Głowa XVII, Głowa XX), przez nieco zgeometryzowane (Głowa XIII 1964, Głowa VII i XII) i odniesienia do Gepperta – poprzez piktoralne zagubienie konturu (Trzy głowy 1964), po surrealizujące (Głowa XXII i XXIII 1970). W serii tych prac skupia się na reminiscencjach przeżyć związanych z II wojną światową.
W następnych latach obrazy Jarodzkiego zbliżają się do sztuki organicznej. Na miejsce zgeometryzowanych figur pojawiają się formy o nieregularnych kształtach. Artystę zajmuje teraz problem rozpadu, zaniku i destrukcji. W kompozycjach odbywa się stały ruch. Pękają silne konstrukcje, a ich części składowe łączą się w nowe układy. Pobyt na plenerze malarskim w Turowie w 1971 roku zaowocował przemyśleniami artysty na temat destrukcyjnych działań człowieka wobec środowiska naturalnego. [Jarodzki] zagłębia się teraz w ogromny obszar, tak jakby przenikał do wnętrza jakiegoś organizmu, do labiryntu powłok, kanałów, gigantycznych naczyń. To, co dotychczas było świetlistą pustką, zmienia się w sprężystą tkankę, rośnie, pęcznieje, tworzy kolejne kształty. W latach 70-tych artysta preferuje zimne tonacje kolorystyczne. Szarości, błękity, biele nadają jego obrazom tajemniczy, czasem groźny wyraz (Hermansdorfer M., Artyści Wrocławia 1945-1970, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996.)