14.05.2020

Uciec można tylko w siebie

Magdalena Abakanowicz za największą katastrofę naszych czasów uważała nałóg objaśniania wszystkiego.
Dziś próbujemy absolutnie wszystko uczynić oczywistym. Każdy na swój sposób. Wyjaśnienie i wyjaśnianie jest sensem dzisiejszego świata. Jeśli coś nie posiada wyjaśnienia to znaczy, że tego nie ma. Zwykliśmy uważać tajemnicę za problem, a przecież jeśli się nad tym zastanowić to jesteśmy w całości osnuci tajemnicą nie do wyjaśnienia.

Magdalena Abakanowicz

Kiedy przychodzili goście, to mała Magda uciekała. Zamiast siebie zostawiała zrobione przedmioty, które miały odpowiadać na bzdurne pytania dorosłych kierowane zwykle do dzieci. Tak czytamy we wspomnieniach artystki. Czytamy również, że jako studentka marzyła o końcu studiów. Jak sama określiła „nauka sztuki była strasznym rozczarowaniem”.

Rozczarowywali głównie ludzie z gotowymi receptami na sztukę, rozczarowywały ustabilizowane kierunki i fakt modnych filozofii, które nie dały się godzić z wewnętrzną potrzebą. Rozczarowywało ciągłe tłumaczenie jak jest prawidłowo i co trzeba.

Magdalena Abakanowicz - Kroczący, 1998W kilkanaście lat potem artystka napisała, że za największą katastrofę naszych czasów uważa nałóg objaśniania wszystkiego. Kiedy o tym pisała, w latach 80-tych nie mogła przypuszczać jak bardzo je słowa staną się prorocze. Dziś próbujemy absolutnie wszystko uczynić oczywistym. Każdy na swój sposób. Wyjaśnienie i wyjaśnianie jest sensem dzisiejszego świata. Jeśli coś nie posiada wyjaśnienia to znaczy, że tego nie ma. Zwykliśmy uważać tajemnicę za problem, a przecież jeśli się nad tym zastanowić to jesteśmy w całości osnuci tajemnicą nie do wyjaśnienia. Obnażanie, uchylanie rąbka szczególnie w sztuce prowadzi do jej okaleczenia. Tak to widziała Abakanowicz.

Zamiast siebie dorosła Magdalena Abakanowicz zostawiła więc nam swoje postaci, żebyśmy się powstrzymali od uproszczających pytań o jej sztukę. Postaci bowiem nic nie wyjaśniają. Pokazują, ale nie obnażają, ich wnętrze pozostaje tajemnicą. Takie same z daleka, z bliska różnorodne, jak my. Wnętrze równie ważne jak powierzchowność.

„Pogrążam się w tłumie, jak ziarnko w sypkim piasku”, mawiała artystka, bo nie sposób oddzielić siebie od tłumu. Zapełniamy planetę, skłonni na przemian do rozczuleń i do mordu, ale ciągle siebie stymulujemy i przez to razem istniejemy. Fenomen polega na tym, że nie trzeba tego wyjaśniać bo leży to w naszej naturze. Tłum ptaków, owadów czy roślin nie wymaga objaśnień. Postaci z brązu, drewna, juty, kamienia nie mają twarzy. Nie mówią, bo niczego nie muszą objaśniać.  

Na terenie poznańskiej Cytadeli stoi 112 dwumetrowych, żeliwnych figur bez głów, kroczących w różnych kierunkach. Dzieło artystki zostało odsłonięte w 2002 roku. Prace nad powstaniem tego projektu trwały 2 lata. Każdą rzeźbę artystka dotykała, konsultowała i stwarzała własnoręcznie, tak, że jak wspominają pracownicy odlewni w Śremie, gdzie praca powstawała mieli Abakanowicz na początku serdecznie dość. Możemy pojechać jeszcze do Chicago i zobaczyć Agorę – 106 postaci,  do Vancouver i zobaczyć Vancouver Ancestors – 20 postaci, Japonii – 40 figur z brązu itd. itd. Możemy pojechać w prawie każdy zakątek świata i jak poszukamy to znajdziemy tam postaci Abakanowicz.

Jeśli się nad tym zastanowić to są niemym symbolem najbardziej oczywistych i prostych treści. A mimo to na całym świecie uznano, że właśnie Magdalena Abakanowicz, najbieglej ujęła w sztukę to co określało człowieka drugiej połowy XX wieku. Człowieka ponad podziałami na kraje i kultury. Dlatego cały świat ją rozumie. Można powiedzieć za artystką, ze dopiero mówiąc o sobie, mówi się o całym świecie. Ważne, żeby było to wyznanie prawdziwe, wtedy może stać się odkryciem…